《Wspaniałe Stulecie: Ogień i Lód》Agnes

Advertisement

"We each survive in our own way"

Młoda dziewczyna wyglądała przez okno powozu. Niebo było bezchmurne, słońce przyjemnie grzało. Wszystko wokół budziło się do życia. Trawa była soczyście zielona, w sam raz na piknik. Aż chciało się wyjść na zewnątrz. Uśmiechnęła się delikatnie i odruchowo poprawiła swoje kruczoczarne, długie, lekko falowane włosy. Miała na sobie bordową, długą do ziemi suknię z bufiastymi rękawami. Jej smukłą szyję zdobiła złota kolia z rubinowym okiem. We włosach miała złote wsuwki. Jej zielone oczy obserwowały krajobraz.

- Cieszysz się na wiosenny piknik u Vernierów? - zagadnęła ją matka.

Gabriela Donato była elegencką kobietą w kwiecie wieku. Miała podobne włosy, co córka i była tego samego wzrostu. Jednak jej pukle układały się w loki. Miały taką samą, lekko opaloną cerę. Dziewczyna po ojcu odziedziczyła charakter. Była zdeterminowana, wygadana, bezczelna oraz sprytna. Matka starała się z niej zrobić damę, ale czasami młódka nie potrafiła być opanowana i chłodna.

- Tak cieszę się... poza tym nadchodzi wiosna. - odparła po chwili.

- A z obecności Leonarda?

- Także matko.

Jej rodzicielka rozpromieniła się. Bardzo chciała, żeby jej latorośl związała się z tak bogatym i przystojnym mężczyzną. Wiedziała, że z nim będzie szczęśliwa i będzie prowadziła dostanie życie.

- Agnes, słońce uśmiechnij się. Dziś jest ważny dzień.

Dziewczyna uniosła lekko kąciki ust. Nie chciała jeszcze myśleć o spotkanie z dobrze obiecującym adoratorem. Piknik miał być swoistym powitaniem wiosny. Miał on odbyć się w letniej rezydencji Venierów, daleko od Rzymu. Mieli tam wielki ogród, miało zjawić się wiele znanych ludzi. Dlatego Agnes ubrała swoją ulubioną suknię i biżuterię. Podróż trwała jeszcze trochę, ale upłynęła w ciszy. Dojechali na miejsce. Brat dziewczyny, Andrea i ojciec, Francesco jechali konno, obok powozu. Eskorta jechała zaraz za nimi. Zatrzymali się przed bramą główną. Służący pomógł kobietom wyjść na zewnątrz. Rodzina Leonarda wyszła im na przeciw. Kandydat do ręki jedynej córki Gabrieli i Francesca był wysoki i przystojny. Brunet z czekoladowymi oczami i pewnym siebie uśmiechem.

- Witamy w naszych skromnych progach! - zawołał Antonio, głowa rodu Venierów.

- Dziękujemy za zaproszenie.

Zsiedli z koni i wszyscy razem przeszli do ogrodu. Był tam suto zastawiony stół i goście. Głowy rodzin zatracili się w rozmowach o handlu, a kobiety zaczęły wymieniać się ploteczkami. Agnes kątem oka dostrzegła, że Leonardo na nią zerka. Udawała, że tego nie widzi, jak na prawdziwą damę przystało. Wtedy zauważyła swoją kuzynkę - Marie. Ta posłała jej szeroki uśmiech i podeszła. Padły sobie w ramiona.

- Podejrzewałam, że ty też zostałaś zaproszona. - rzekła kruczowłosa z uśmiechem.

- Musiałam się z tobą zobaczyć!

Miała kasztanowe włosy i szare oczy z radosnym błyskiem. Jej suknia była podobnego kroju, ale w innym kolorze, mianowicie jasnozielonym. Też wyglądała ładnie, były w podobnym wieku, dorastały razem.

- A więc ty i Leonardo...

- Do czego zmierzasz? - zapytała Agnes marszcząc brwi.

- Mówi się, że poprosi twojego ojca o twoją rękę. - rzekła Marie z uśmiechem.

- Nie wiem... matka coś o tym wspominała, lepiej powiedz co tam u ciebie słychać. Gdzie wuj i ciotka?

- Nie mogli przybyć, coś zatrzymało ich w Rzymie. Wyprawili mnie tutaj ze służbą.

- Aż tak im na tym zależało?

- Tak. Chcą mnie w końcu wydać za mąż...

- Kim jest ten szczęściarz? - zapytała z uśmiechem.

- Pietro... podobno też ma tutaj być. Tak słyszałam. - westchnęła ciężko.

- Skąd taka mina?

- Po prostu nie jestem pewna...

- Oh, rozumiem.

Kruczowłosa czuła się podobnie. Wiedziała, że rodzice chcą, aby wyszła za Leonarda, ale czy ona sama tego chce? Dobre pytanie... Tymczasem goście swobodnie ze sobą rozmawiali. Atmosfera była przyjazna, a pogoda dopisywała.

- Leonardo na ciebie patrzy. - szepnęła podekscytowana Marie.

Advertisement

Agnes dyskretnie rozejrzała się

Rzeczywiście spoglądał na nią z drugiego końca ogrodu. Wyprostowała się i lekko uśmiechnęła. Nie może być wobec niego nieuprzejma. Młodzieniec odwzajemnił uśmiech i przeprosił gości. Zaczął iść w ich kierunku.

- Rumienisz się. - dodała kuzynka.

- Na litość Boską cicho bądź. - syknęła.

Naszczęście nic nie usłyszał. Podszedł bliżej i skinął delikatnie głową.

- Jak wam się podoba piknik drogie panie? - zapytał czarująco.

- Jest bardzo przyjemnie, a pogoda jest wprost idealna... - odparła Agnes z uśmiechem.

- Cieszę się. Chcę, żeby wszyscy goście czuli się dobrze.

Ucieli sobie przyjemną przyjemną pogawędkę. Marie szybko ulotniła się, aby zostawić ich samych. Matka kruczowłosej spoglądała z aprobatą na córkę, która zachowywała się jak dama. Była poważna, uprzejma i tylko trochę reagowała na jego zaloty. Widać było, że inni na nich zerkali.

Francesco i Antonio dużo rozmawiali o przyszłości swoich rodów i dzieci. Oboje byli zgodni, że małżeństwo Agnes i Leonarda przyniesie im dużo korzyści. Poza tym młodzi do siebie pasowali. Obserwowali ich i widać było, że mają ku sobie.

Kruczowłosa rozejrzała się dyskretnie. Dostrzegła Marie rozmawiającą z Pietrem. A więc miała rację, że on również będzie na pikniku. Uśmiechnęła się lekko. Dobrze życzyła swojej kuzynce, przecież były przyjaciółkami. Każda z nich marzyła o płomiennym uczuciu i bezgranicznej miłości. Być może im się poszczęści i znajdą to? Tak się zamysliła, że nie słuchała Leonarda. Zauważył to i przyjrzał się bacznie swojej towarzyszce.

- Wszystko w porządku? - zapytał głośniejszym tonem.

- Tak... wybacz odpłynęłam myślami.

- Cóż to zaprząta tak piękną główkę?

Uśmiechnęła się uprzejmie. A więc on miał ją tylko za ładną, głupiutką niewiastę? Nic bardziej mylnego. Otrzymała dobre wykształcenie. Biegle posługiwała się włoskim, tureckim i greckim. Potrafiła pisać, czytać, grać na harfie, śpiewać, tańczyć oraz jeździć konno. Ponadto interesowała się polityką. Cóż najwidoczniej przyszły mąż jej nie doceniał.

- Moja kuzynka i jeden młodzieniec... mam wrażenie, że do siebie pasują.

Wzrok Leonarda powędrował w stronę kasztanowłosej. Przechadzała się po ogrodzie z jakimś jegomościem, jej twarz zdobił uśmiech.

- Życzę im szczęścia z całego serca.

Agnes skinęła głową z aprobatą. Trochę zyskał w jej oczach.

- Mogę ci to dać. Uczynię to z chęcią i radością. - rzekł cicho.

Spojrzała na niego uważnie swoim kocim wzrokiem. Odważnie spojrzał w jej intensywnie zielone tęczówki. Czy tego właśnie chciała? Wprawdzie znaleźli nić porozumienia, ale to nie była miłość. Czy z czasem zrodzi się pomiędzy nimi uczucie? Czy to w ogóle możliwe? Z drugiej jednak strony cieszyła się, że Leonardo jest młody i przystojny. Nie chciała wychodzić za bogatego starca. Była w bardzo dobrej sytuacji.

- Zrób to. - rzekła bez cienia wahania w głosie. - Zgadzam się.

Uśmiechnął się szeroko na jej słowa. Zawsze wiedział, że rodzice wybiorą mu dobrze sytuowaną żonę. Jednak znał Agnes już jakiś czas i chciał, żeby to właśnie ona została jego małżonką. Była piękna, młoda, bogata i posiadała charakterek. Nie wiedział tylko co z jej wykształceniem, ale na razie nie wypadało pytać. Miał przeczucie, że jej rodzice o wszystko zadbali. Leonardo ukłonił się i udał do swojego ojca, aby wszystko mu oznajmić. Kruczowłosa westchnęła lekko zdenerwowana i wygładziła suknię. Dobrze zrobiła. Zapewniła sobie godną przyszłość.

Piknik upłynął wszystkim w miłej atmosferze. Na razie tylko rodziny Agnes i Leonarda wiedziały o ich postanowieniu. Ich zręczyny odbędą się za tydzień i z tej okazji zostanie wydany bal. Dziewczyna zdradziła wszystko swojej kuzynce. Ta życzyła jej szczęścia i zapowiedziała, że zawsze będzie ją wspierać.

Nadszedł czas odjazdu. Słońce chyliło się ku zachodowi, tworząc karmazynową łunę na niebie. Rodzina Donato została gorąco pożegnana, a Leonardo długo spoglądał za powozem. Gabriela spojrzała na swoją córkę z szerokim uśmiechem.

- Podjęłaś dobrą decyzję moja piękna. Jestem dumna. - zaszczebiotała zadowolona.

Advertisement

- Wiem matko. Jestem z tego powodu szczęśliwa. - odrzekła z uśmiechem.

- Już jutro zaczniemy przygotowania.

- Jak sobie życzysz.

Właśnie wjechali w zalesiony teren. Zrobiło się ciemno i nieprzyjemnie. Nagle dało się słyszeć tentent kopyt końskich. Nadjeżdżała duża grupa ludzi. Kobiety zmarszczyły brwi.

- To barbarzyńcy! - zakrzyknął Francesco. - Do broni!

Eskorta natychmiast wyciągnęła miecze, a woźnica pospieszył konie. Kareta wyrywała do przodu. Podskakiwała co jakiś czas na leśnej, nierównej drodze. Modliły się, aby nikt ich nie dogonił i aby wszyscy przeżyli.

- Co teraz będzie matko? - zapytała pełna obaw.

- Twój ojciec jest zaprawiony w boju, nie przepuści tum ludziom. Nie martw się.

Niespodziewanie powóz podskoczył i do ich uszu doszedł trzask drewna. Po chwili zatrzymali się.

- Co się stało? - spytała zaniepokojona Gabriela.

- Koło pękło! Proszę wysiadać!

Pospiesznie to uczyniły. Otuliło ich chłodne, wieczorne powietrze. Rozejrzały się bacznie. Wokół była tylko leśna gęstwina.

- Pani, musicie uciekać do pobliskiego miasteczka!

- Co z moim mężem?

- Nie wiem, kazał jak najszybciej odjechać. Pani to niedaleko, na pewno traficie. Ja powstrzymam ewentualny pościg.

Skinęła głową, wzięła córkę pod rękę i szybkim krokiem weszły w gęstwinę. Robiło się coraz bardziej ciemno, ale były zdeterminowane. Agnes była przerażona, ale jej matka starała się zachować zimną krew. Usłyszały męskie pokrzykiwania.

- Rozdzielimy się i spotkamy w wiosce. - szepnęła Gabriela. - Staraj się być cicho.

Kruczowłosa przytaknęła i poszła w lewo. Niestety jej suknia szeleściła przy każdym kroku, w dodatku jej długość utrudniała poruszanie się. Usłyszała za sobą kroki. Schowała się w krzakach za drzewem. Dostrzegła niewyraźną sylwetkę mężczyzny, który stał tam, gdzie ona przed chwilą. Miał na głowie turban, a w ręku szablę. Wstrzymała oddech. Naszczęście przeszedł obok niej. Na pewno nie był sam. Powinna się ruszyć, czy może zostać w kryjówce? Przełknęła ciężko ślinę, istniała szansa, że jej nie znajdą, ale co jeśli będą szukać do skutku? Usłyszała za sobą szelest, ledwo powstrzymała się, żeby nie krzyknąć. Nie znajdą jej. Poczuła silne uderzenie w głowę. Straciła przytomność i ciężko osunęła się na ściółkę.

***

Obudziła się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Wszystko się bujało. Dostrzegła kilka niewyraźnych postaci. Zamrugała kilka razy. Było jej zimno i poczuła zapach zgnilizny. Nie miała wątpliwości, ci barbarzyńcy ośmielili się ją porwać! Była na statku i Bóg jeden wie, gdzie się znajduje! Razem z nią pod pokładem było kilka dziewcząt? Niektóre z nich przyglądały się jej bogatej sukni. Były w podobnym wieku, co ona.

- Gdzie płyniemy? - zapytała po włosku.

Spojrzały po sobie. Powtórzyła pytanie po grecku i turecku.

- Do osmańskiego piekła. Byłaś nieprzytomna dwa dni. - odparła jedna.

Agnes poczuła jak serce jej zwalnia. To nie może być prawda! Nigdy nie zostanie czyjąś niewolnicą! Była wolną kobietą, która miała narzeczonego!

- Nie rob nic głupiego. - ostrzegła ją inna. - Wszystkie, które się awanturowały zostały wrzucone do morza.

Zmarszczyła brwi. Okrutnicy, bezbożnicy i mordercy! Przeklinała ich po trzykroć! Nigdy, przenigdy nie zostanie niewolnicą jakiegoś starca! Prędzej targnie się na swoje życie! Na razie postanowiła poczekać, aż przybiją do brzegu. Wtedy spróbuje uciec. Dwa razy dziennie dostawały wodę, chleb i jakąś gęstą zupę. Pod pokładem było kilka okrągłych okienek, przez które czasem wyglądały. Dwa dni później zobaczyły ląd. Były wyczerpane, brudne,a spanie na twardym drewnie dało się im we znaki. Marynarze związali im nadgarstki i połączyli ze sobą jedną liną. Nie sposób było uciec. Agnes zaklnęła w myślach. Kiedy wyszła na zewnątrz, uderzyła w nią duchota, a słońce ją oślepiło. Port był bardzo duży. Wszędzie kłębili się ludzie. Kakofonia głosów sprawiała, że dało się zrozumieć ani słowa. Szarpnęli liną, aby się pospieszyły. Było ich jedenaście. Weszli do miasta. Rozglądała się uważnie, aby dowiedzieć się, gdzie się znajdują. Niestety nie wypatrzyła nic szczególnego. Po kilku minutach doszli na targ. Zatrzymali się na jakimś placyku. Agnes przeszedł dreszcz po plecach. Te psy mają zamiar je sprzedać! Musi wyglądać jak najgorzej. Spuściła głowę i zgarbiła się, aby ukryć pokaźny dekolt. Twarz zasłoniły pokołtunione włosy. Klienci szybko się znaleźli. Ich gromadka pomniejszyła się o dwie dziewki. Obserwowała wszystko spode łba. Nagle dostrzegła bogato ubranego mężczyznę w towarzystwie dwóch innych. Spoglądał prosto na nią. Posłała mu iście mordercze spojrzenie. Jego wzrok powędrował po reszcie i skinął głową. Jeden z towarzyszących mu mężczyzn podszedł do marynarzy. Rozmawiał z nim długo, a na koniec dał mu pokaźną sakiewkę złota. Agnes i jeszcze dwie dziewczęta zostały odłączone od pozostałych. Mężczyzna przejął linę. Na Boga! On właśnie je kupił! Szybko zostały zaprowadzone do jednego z pobliskich domów. W środku zostały oddane jakiejś kobiecie w średnim wieku. Zamienił z nią kilka słów. Poprowadziła je w głąb budynku. Otworzyła szerokie drzwi, a ich oczom ukazała się średniej wielkości łaźnia. Rozdała im długie, miękkie tkaniny. Stanęła przed nimi z groźną miną.

- Macie się umyć i to porządnie! Dostaniecie nowe odzienie i buty. Bez żadnych awantur, bo mnie popamiętacie! - krzyknęła po turecku.

Powtórzyła jeszcze w trzech innych językach. Widocznie pozostałe branki też zrozumiały. Przecięła im więzły i stanęła w progu, obserwując je uważnie. Agnes udała się do najdalszego zakątka łaźni i tam zaczęła się rozdziewać. Prędko okryła się tkaniną, aby nikt nie widział jej nagości. Z ulgą umyła się i rozczesała włosy. Jej towarzyszki niedoli uczyniły to samo. Od razu lepiej się poczuła. Nie śmierdziała i była czysta. Ich rzeczy zostały zabrane przez inną kobietę. Nie rozpaczały z tego powodu.

- Koniec! Czas na ubranie się!

Kazała im pójść za nią. Zaprowadziła je do małego pokoiku, gdzie leżały trzy takie samy suknie, skromne w kremowym kolorze i buty. Z lekkim ociąganiem, ubrały się w nie. Agnes zastanawiała się, co z nimi teraz się stanie. Będą tutaj służącymi? Niedoczekanie, nie ona! Kobieta zabrała je z powrotem do wyjścia. Mężczyźni dalej tam stali, ale w towarzystwie kilku zbrojnych. Przed domem stał powóz. Zmarszczyła brwi.

- Zabieram was do Amasyi, jako podarunek dla Księcia Mustafy! Traficie do jego haremu jako niewolnice. Jeden wybryk w czasie podróży i możecie pożegnać się z życiem. - rzekł w kilku językach.

Przygryzła wargę i rzuciła mu pogardliwe spojrzenie. Jeszcze zobaczymy. Kazał im wsiąść do powozu. Uczyniły to z lekkim wahaniem. Kiedy usiadły, Agnes przyjrzała się dziewczętą. Obie miały brązowe włosy, były podobnego wzrostu i wieku. Jedna miała zielone oczy, a druga szare. Były ładne. Nie zamiarzała zamienić z nimi choć słowa. Musiała się skupić na tym, jak stąd uciec. Po dłuższej chwili powóz ruszył. Jechali cały dzień. Zrobili trzy postoje, ale za każdym razem mężczyzna je wiązał. Przeklinała go w myślach za to. Gdyby nie to, już dawno spróbowałaby uciec. Nawet nocą nie zatrzymali się na nocleg. Musiały więc spać w powozie. Następnego dnia obudziło je wschodzące słońce. Wjechali do jakiegoś miasta. Spoglądały przez okna powozu zaciekawione. Agnes domyśliła się, że właśnie dotarli do Amasyi.

***

Zatrzymali się przed pałacem. Kiedy wysiadły z powozu, dostrzegły kobietę, która na oko miała trzydzieści kilka lat. Mężyczyźni zsiedli z koni. Ukłoniła się przed nimi i spuściła głowę.

- Elif kalfa, przywiozłem podarunki dla Księcia Mustafy.

- Rozumiem Paszo. Dopiluję wszystkiego.

Mężczyzna poszedł zająć się końmi, a kobieta podeszła do nich. Obrzuciła je uważnym wzrokiem.

- Znajdujecie się w Imperium Osmańskim, od dzisiaj waszym panem będzie Sułtan Sulejman, a wy należecie do haremu jego najstarszego syna - Księcia Mustafy. Jesteście niewolnicami. - rzekła po turecku z najwyższą powagą.

Gestem nakazała im podążać za nią. Uczyniły to, a Agnes rozglądała się na wszystkie strony. Musiała zapamiętać, gdzie jest wyjście. Na pewno stąd da się uciec. Weszły do środka pałacu i przeszły korytarzami do jakiejś dużej sali, w której było wiele innych dziewcząt.

- Tutaj będziecie spać i jeść razem z resztą niewolnic. Osobne komnaty mają tylko faworyty Księcia i Sułtanki. - podkreśliła ostatnie zdanie.

Poprowadziła je jednak dalej, lecznicy, gdzie miała obejrzeć je medyczka. Kruczowłosa bardzo niechętnie poddała się zabiegom straszej kobiet, nie szczędząc ostrych jak sztylety spojrzeń. Nie pozwalała się nadmiernie dotykać. Kiedy było po wszystkim, medyczka zamieniła kilka słów z Elif. Niestety nie dało się usłyszeć o czym rozmawiały. Kalfa zaprowadziła je znowu do haremu.

- Codziennie będziecie chodzić na lekcje, aby nauczyć się zasad, języka i obyczajów. Nie wdawajcie się w kłótnie z innymi niewolnicami i okazujcie szacunek Sułtankom oraz Księciu. - rzekła z naciskiem.

Po tych słowach zostawiła je same. Agnes rozejrzała się po sali. Wszystkie nałożnice rozmawiały i plotkowały. Na drugim piętrze były wejścia do komnat. Przy wejściu do środka stali strażnicy. Przygryzła mocno wargę. Ucieczka nie będzie taka prosta...

***

Pasza po zajęciu się końmi również wszedł do środka pałacu. On jednak od razu skierował się do komnat Księcia. Zatrzymał się przed wejściem. Strażnik wszedł do środka, zapowiedzieć jego przybycie. Kiedy wrócił, skinął lekko głową. Mężczyzna mógł wejść do środka, co natychmiast uczynił. Spuścił głowę i ukłonił się nisko.

- Szybko wróciłeś Mehmedzie. Czego dowiedziałeś się w stolic? - zapytał Książę siedzący przy biurku.

- Sułtan Sulejman wkrótce planuje wyprawę wojenną przeciwko Persji. To tylko kwestia czasu.

- Kto ma zostać jego Namiestnikiem?

- Tego nie wiadomo Książę. Podobno nasz Padyszach nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie.

Młody mężczyzna skinął głową ze zrozumieniem. Bardzo chciał z ojcem i braćmi pojechać na wojnę i walczyć z nimi ramię, w ramię. Jednak jeśli decyzją Sułtana będzie to, że ma zostać Namiestnikiem, zostanie w kraju i będzie się nim zajmował aż do przyjazdu władcy. Nie miał wątpliwości, tą wojnę na pewno zwyciężą, a on chce być tego świadkiem.

- Jest jeszcze coś? - zapytał spoglądając uważnie na Paszę.

- Tak Książę. Pozwoliłem sobie sprawić ci prezent. Przywiozłem ci trzy piękne dziewki. Elif kalfa już się nimi zajęła. - odparł z lekkim uśmiechem.

Mustafa skinął lekko głową. Doceniał starania sojusznika, chociaż w jego haremie było wiele pięknych dziewcząt.

- Niech Allah obdarzy cię licznym potomstwem. - dodał z szacunkiem.

- Amen. Możesz już odejść.

- Jeśli będziesz mnie potrzebował, będę w swoim pałacyku.

Pasza ukłonił się nisko i opuścił komnatę. Książę ułożył wszystkie dokumenty i wstał od biurka. Było jeszcze tyle rzeczy do zrobienia...

Hejka wszystkim :-*

Postanowiłam, że na początku zamiast rozdziałów będą małe wprowadzenia postaci. Oprócz tego będzie obowiązywał oczywiście spis bohaterów. Dzisiaj przedstawiam historię Agnes, zanim została porwana i kim była.

-----------------------------------------------------------

    people are reading<Wspaniałe Stulecie: Ogień i Lód>
      Close message
      Advertisement
      You may like
      You can access <East Tale> through any of the following apps you have installed
      5800Coins for Signup,580 Coins daily.
      Update the hottest novels in time! Subscribe to push to read! Accurate recommendation from massive library!
      2 Then Click【Add To Home Screen】
      1Click