《Muhteşem Yüzyıl: Nowa Era II》Rozdział 8

Advertisement

Wchodzę do komnaty faworyt. Wymijając Margarittę zatopioną w jakichś kartkach papieru, kładę na stół mały flakonik. Dziewczyna podnosi głowę i wbija w niego wzrok.

- Skąd to masz, sultana? - Zapytuje, odkładając ołówek.

- Jak myślisz? - Odpowiadam pytaniem na pytanie. - Zastanów się. Co uczyniłam, by nie stać się brzemienną przed ślubem z Balim Paşą? Musiałam jakoś o siebie zadbać, a nie zamierzałam rezygnować z przyjemności.

- Ty... - Nałożnica zaczyna wymawiać zdanie, lecz widząc moje kiwanie głową na znak potwierdzenia i figlarny uśmiech, rezygnuje.

- Nie obawiaj się. - Uspokajam, widząc jej zakłopotaną i przestraszoną minę. - Ta mikstura nie jest groźna... - Tu przerywam. - Dopóki zażywa się ją w niewielkich ilościach. - Dodaję, po krótkiej chwili namyślenia. - Dzięki temu Kösem nie zajdzie w ciążę, niezależnie od tego ile razy wyląduje w alkowie Abdullaha. Zyskamy na czasie, a potem... pozbędziemy się jej.

- Ale... Sultana. - Faworyta zaczyna się wahać. - Jakim sposobem mam jej to podać? Przecież nie posłucha moich próśb.

Powoli podchodzę do ottomana w melodyjnym rytmie. Zasiadam na nim krzyżując nogi, ukryte pod rubinowa suknią. Patrzę na dziewczynę. Wiem, że czuje się przytłoczona zadaniami, które jej zlecam. Boi się, iż im nie podoła, czym skarze mnie na zawód. Wciąż jest wrażliwa i delikatna... nieprzystosowana. Sprawia wrażenie pięknego, młodego kwiatu. Potrzebuje dużo wody, aby wykiełkować i wybić się w górę ponad zimną, ciemną glebę.

- Nie wierzę. - Oznajmiam, czyniąc moją twarz zbolałą i litującą. - Nie wierzę, że dalej nie rozumiesz. Ty masz jej to podrzucać. Mieszkasz z nią w jednej komnacie. Masz tyle możliwości, żeby zrobić to cicho i po kryjomu... Zacznij od teraz.

Nałożnica wbija we mnie cudne, niewinne oczy. W odpowiedzi ruchem głowy wskazuję jej kielich leżący obok łoża Kösem. Ta, nie widząc innego wyjścia, podchodzi niepewnie do stolika. Powoli zbliża dłoń do buteleczki z napojem. Podnosi ją ostrożnie tak, jakby obawiała się zranić swoje szczupłe, śniade, ładnie wymodelowane palce. W drugiej ręce zaciska kielich. Do czystej świeżej wody dolewa dwie krople szarej mazi. Następnie z powrotem wraca na swoje miejsce, obserwując moje reakcje, a ja dumnie kiwam głową w przód i w tył.

- Ładne. - Stwierdzam po jakimś czasie, unosząc jeden z rysunków Margaritty. - Kto uczył cię tej sztuki?

- Nikt, Sultana. - Dziewczę wzrusza ramionami. - Robię to sama dla siebie. Zwykłam nikomu nie pokazywać.

- Co to za miejsce? - Zapytuję, przyglądając się nietutejszemu krajobrazowi.

- Mój dom. Hiszpania. - Tłumaczy, a w jej oczach pojawia się nostalgia. - Nigdy go nie zapomnę, chociaż mogę go odwiedzać jedynie w moich wspomnieniach, które przenoszę na papier. Chciałabym tam wrócić. Bardzo ci zazdroszczę, sultana. Tego, że nie musisz tęsknić. - Po tych słowach faworyta spuszcza żałobnie głowę i wgapia się w dywan.

Advertisement

- Jesteś tu już sześć lat i dalej nie zrozumiałaś najważniejszej rzeczy. - Wzdycham znacząco. - Mogę cię pocieszyć... Otóż, gdy już zostaniesz żoną şehzade i urodzisz mu dzieci, będziesz mogła odwiedzić dom i rodzinę. - Po usłyszeniu tych słów w oczach Margaritty na nowo rozpalają się żywe iskry. - Ale - Ostudzam jej zapał. Zawsze musi być jakieś "ale". - Najpierw musisz się postarać. Wyeliminować rywalki. Nikt nie może zabrać ci Abdullaha, a wraz z nim marzeń i nadziei na powrót do Hiszpani. A co do rysunków... - Zmieniam szybko temat. - Kiedy tylko nastanie wiosna, zlecę ci namalowanie mojego portretu. ..

Nastał wieczór. Ogromne krople deszczu stukają w okno mojej komnaty, wytwarzając głośny, lecz przyjemny i odprężający hałas. Osman zajmuje się czymś u siebie. Wczoraj próbowałam z nim rozmawiać na temat Mehmeta, jednak niczego mi nie zdradził. Şehzade także nie wyznał nic Mihrünnisie. Postanowiłam więc wezwać na pomoc Abdullaha. Zawitał w Topkapi w odpowiednim momencie. Uważam, że chłopcy prędzej powiedzą coś jemu, niż mnie. Zawsze mieli ze sobą dobry kontakt. Abdullah jest dla nich wzorem do naśladowania. Siedząc przy świecy, opisuję moje przeżycia w dzienniku. Prowadzę go już tak długo, że nie pamiętam kiedy zaczęłam. Zapisałam już ponad tysiąc stron.... Tysiąc stron moich marzeń, smutków, radości, obaw i przemyśleń... nagle, słyszę stukanie do drzwi.

- Geş! - Wołam, nie odwracając wzroku od pięknego, niezakurzonego, zdobionego złotem na okładkach zeszytu. W pomieszczeniu zjawia się wyczekiwany przeze mnie bratanek.

- Abdullah. - Witam go z szerokim uśmiechem. - Dobrze, że jesteś. - Zamykam dziennik i przesiadam się na kanapę. - Usiądź i powiedz mi, czy dowiedziałeś się czegoś w sprawie mojego syna i Mehmeta.

- Udało mi się. - Informuje młodzieniec, po czym zajmuje miejsce obok mnie. - Chociaż nie było łatwo. Razem nie chcieli rozmawiać, więc musiałem zapraszać ich osobno.

- Wykorzystałeś moją taktykę. Pamiętałeś, jak lata temu ostudzałam twoje stosunki z Alim. - Zauważam, śmiejąc się radośnie na myśl o dawnych, minionych dniach. Şehzade także się uśmiecha, lecz w jego oczach zauważam, że coś go dręczy. Stara się to ukryć pod przykrywką uroczego uśmiechu i energicznej wymowy. Zajmę się tym zaraz po tym, kiedy dowiem się o co chodzi Osmanowi i Mehmetowi. - Ale przejdźmy do rzeczy. - Wracam do powagi. - Inshallah, chłopcy nie zwadzili się o nic ważnego? Obie z Mihrünnisą Sultan martwimy się o nich. - Moja twarz sprawia wrażenie zatroskanej. - Ona też chce wiedzieć, co się między nimi wydarzyło... lub, inshallah, nie wydarzyło...

- Lepiej nie. - Şehzade wtrąca ze skwaszoną miną. - Nie powinna wiedzieć.

- Dlaczego? - Ogarnia mnie poczucie zdezorientowania oraz niepewności. Zawsze dbam, aby nasze stosunki były dobre. Żona Mustafy jest moją najukochańszą przyjaciółką. Nigdy nie chciałabym, żeby to się zmieniło.

Advertisement

- Chodzi o to, że oni pokłócili się o ciebie. - Abdullah poczyna tłumaczyć swoje spostrzeżenia. - Osman czuł się urażony tym, że Baba odesłał cię na sześć lat do Edirne. W końcu, nie mogąc się powstrzymać wyrzucił swoje urazy Mehmetowi. Ten, nie pozostał mu dłużny. W obronie oświadczył, że zasłużyłaś sobie na to. Potem, doszło do bójki, którą zauważył marszałek. Rozdzielił ich. Mashallah, żaden z chłopców nie nabawił się siniaków, ani ran.

Po wysłuchaniu słów Abdullaha popadam w rozmyślenia. Zastanawiam się, co zrobić z dziećmi. Powiedzieć Mihrünnisie, czy nie? Wyznaczyć zadośćuczynienie Osmanowi, czy porozmawiać z nim spokojnie? Nie wiem. Potem się tym zajmę. Teraz czas pomyśleć o şehzade, będącym tu... ze mną.

- Nie martw się, Sultana. - Pociesza młodzieniec, czym wyrywa mnie z podświadomych zastanowień. - Na pewno jakoś sobie z nimi poradzisz. Pozwól, że już pójdę.

- Abdullah... - Zatrzymuję go. - Zanim pójdziesz, powiedz mi, co cię dręczy. W tej chwili najbardziej zamartwiam się o ciebie.

- Mnie? - Ten, udaje, iż nie wie o co chodzi. Jestem pewna, że zaraz zacznie mnie przekonywać. Powie, że nic mu nie jest, że jest zmęczony lub, że musi iść. Znam go zbyt dobrze. - Nic. - Zapewnia pośpiesznie.

Zgadłam! Wstaję z kanapy. Podchodzę do chłopaka, lustrując go wzrokiem.

- Kłamiesz. - Stwierdzam, jak spokojnym, tak i pewnym siebie tonem.

- Nie. Po co? - Dostrzegam jego zmieszanie i brak stabilności.

- Abdullah. - Ciągnę dalej żałobnym i współczującym głosem. - Dziecko... Jeśli mi nie powiesz, to możesz być pewien, że nie zaprowadzi cię to do niczego dobrego.

- Wydaje ci się, sultana. - Dalej upiera się przy swoim. - Naprawdę. Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Zajmij się swoim synem. Ja i tak sobie poradzę. - Młodzieniec ponownie obdarza mnie uśmiechem.

- Powiesz w swoim czasie. - Oświadczam. - Inshallah, niedługo do mnie przyjdziesz. - Mówiąc to, poprawiam czułym, szybkim ruchem jego kaftan.

W stolicy wielkiego Imperium Osmańskiego nastał nowy dzień. Po deszczu nie ma już śladu, a słońce ogrzewa swoimi promieniami jesienną, udręczoną zimnem ziemię. Znajduję się w ogrodach Topkapi. Zrywam z drzewa dorodne jabłko, zastanawiając się jakim cudem nie umarło w tak późnej porze roku. W pewnym momencie odrywam swoje myśli od soczystego owocu, gdyż dostrzegam Efsun, przechadzającą się powolnym, melancholijnym tempem. Nosi spuszczoną głowę i powleka suknią po jesiennych, wielobarwnych liściach opadłych z drzew. Ostatnio i ona wygląda, jakby dręczyło ją miliony przytłaczających nieszczęść.

- Efsun! - Wołam za nią z daleka. Ta, obraca twarz w moją stronę, ale nie zamierza do mnie przyjść. Przewracam oczami, po czym sama ruszam w jej kierunku. - Efsun. - Powtarzam, gdy już znajduję się obok kobiety. - Dlaczego nie podeszłaś ?

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Zostaw mnie. - Zwraca się do mnie niegrzecznie.

- Nie. - Zaprzeczam. - Lecz ja chcę. A ty, jeśli nie zapomniałaś, masz tu najmniej do powiedzenia.

- Słucham. - Oznajmia. - Mów, co chcesz i daj mi w reszcie spokój.

- Zauważyłaś może, że twój syn ostatnio źle wygląda? Co mu jest? Co go dręczy? - Postanawiam od razu przejść do rzeczy. Nie stoję tu dla przyjemności.

- Co ty sobie znowu ubzdurałaś, Sultana?! - Po usłyszeniu moich słów, Efsun staje się oburzona i zdenerwowana. - Zajmij się w końcu sobą i swoimi dziećmi! Zostaw mi syna w spokoju! Nie wtrącaj się do cudzych spraw. Nic ci do tego!

Jej zachowanie mówi samo za siebie. Gdyby naprawdę nic się nie działo, nie zareagowałaby tak. Co ona znowu knuje? Mało jej wrażeń z ostatnich lat?

- Widzę... że jesteś mi bardzo wdzięczna za to, co dla ciebie zrobiłam. - Uznaję urażona. - Gdybym się nie wtrącała w wychowanie Abdullaha... boję się myśleć, co by z wami było.

- Moja wdzięczność nie ma tu nic do rzeczy. Do końca życia będziesz mi to wypominać? Nie musiałaś nam pomagać.

- Czyżby? - Unoszę podbródek. - Nie mówmy o tym... Masz natychmiast powiedzieć, o co chodzi teraz. Inaczej, znowu sprowadzisz na Abdullaha kłopoty.

- Dlaczego zawsze obstawiasz,że jestem w coś zamieszana?

- Bo zawsze jesteś. - Odpowiadam szybko.

- Daj mi już spokój. - Prosi zmęczonym głosem. - Nie dość się już wycierpiałam? Zostaw nas.

Nie zdążam nic odpowiedzieć, ponieważ moim oczom ukazuję się Menekşe. Podchodzi do nas kłaniając się mnie, a potem drugiej sułtance.

- Co się znowu stało Menekşe? - Zapytuję, zapominając o matce Abdullaha.

- Właściwie nic szczególnego. - Służka zbywając macha dłonią. - Tylko ten rzeźbiarz... wiesz który? Przybył do Sarayu, by porozmawiać z tobą o zleceniu.

Kompletnie o tym zapomniałam. Nie dawno zażyczyłam sobie marmurowego posągu Venus. Chciałam, za każdym razem, po otworzeniu oczu zachwycać się kobiecym pięknem, uświadamiającym kobiecą moc i siłę. Napisałam list do najsławniejszego Tureckiego rzeźbiarza, zlecając mu stworzenie wyjątkowej Bogini tylko dla mnie...

    people are reading<Muhteşem Yüzyıl: Nowa Era II>
      Close message
      Advertisement
      You may like
      You can access <East Tale> through any of the following apps you have installed
      5800Coins for Signup,580 Coins daily.
      Update the hottest novels in time! Subscribe to push to read! Accurate recommendation from massive library!
      2 Then Click【Add To Home Screen】
      1Click