《Muhteşem Yüzyıl: Nowa Era II》Rozdział 5

Advertisement

- Nie wybaczam. - Po chwili ciszy padyszach zaczyna rozmowę. Nie wybacza. Trudno, to nie mój problem. Chcę tylko zostać w pałacu. - Jednak zdecydowałem, że nie musisz opuszczać stolicy. Nie miałem prawa wyrzucać cię z twojego własnego domu. Nie odbieram ci majątku, ani włości. Gdybyś nie pochodziła z rodu Osmanów, ta sprawa potoczyłaby się zupełnie inaczej. Na twoje szczęście jesteś sułtanką. Nikt nie może odebrać ci tytułu.

- Dopiero teraz zorientowałeś się, co mi zrobiłeś? Zajęło ci to sześć lat?

Uznaję jego słowa za atak na mnie. Z tego powodu wybieram adekwatną linię obrony. Za puste, bez emocjonalne i czysto prawne sformułowania odpłacam się zgryźliwością. Obserwuję brata, który usiłuje zachowywać się jak człowiek mi obcy. Zwracam uwagę na jego gniewne spojrzenie oraz ciężkie westchnięcie.

- Nie wzywałem cię, by się z tobą spierać. - Oświadcza.

- Ja też nie po to tu przyszłam.

Rozmowa nie wygląda tak, jak powinna. Zamieniła się w bezsensowną wymianę zdań. Krótkich zdań. Zaczynam się zastanawiać nad zmianą zajętej przeze mnie pozycji. Może... powinnam być nieco bardziej ugodowa. Jest to trudne, ponieważ Mustafa całym swoim ciałem okazuje zamknięcie. Nie zachowujemy się jak rodzeństwo, ale przecież dalej nim jesteśmy.

- Nie musimy ze sobą rozmawiać. Nie musimy na siebie patrzeć. - Ton jego głosu wskazuje na zmianę opcji. Teraz, chce złapać ze mną kontakt. Widocznie w tym samym czasie jego myśli zbiegają się z moimi. - Chcę jednak cię zrozumieć. Porozmawiać... bez silnych, a niepotrzebnych emocji. Powiedz mi tylko, czy dalej masz się za niewinną? - Wypowiadając ostatnie zdanie zasiada na ottomanie, który zajęłam kilka minut wcześniej. Nie otwieram się zbytnio. Zakładam nogę na nogę. Podpieram twarz dłonią, opierając ją na ramieniu mebla.

- A kto w tym Sarayu może uważać się za niewinnego? Ty? - Patrzę prosto w jego brązowe oczy. Brat tylko lustruje mnie wzrokiem z pewnym zastanowieniem w oczach. Nie doczekuję się odpowiedzi, więc ciągnę dalej. - A, co do tego incydentu... - Przerywam, żeby przemyśleć, czy oby nie powiem o jedno słowo za dużo. Nie... mi jest już wszystko jedno. - Oczywiście. - Uśmiecham się na wpół sarkastycznie, na wpół stwierdzająco. - Jestem niewinna, ponieważ nie miałam innego wyjścia. Zmusiliście mnie do tego czynu przez to, iż sami nie potrafiliście się z tym uporać. A rozwiązania szukaliście w bogu. Tą sprawę trzeba było zacząć i zakończyć. Tylko ja się na to odważyłam. Nie mam nic więcej do powiedzenia.

Advertisement

Mustafa zdaje sobie sprawę, że ta rozmowa prowadzi do nikąd, najwyżej do kolejnej ostrej kłótni. Traci nadzieje na pojednanie, lub choćby ugodę. Nie odpowiada, lecz jego spojrzenie w zupełności wystarczy. Patrzy na mnie, jak na morderczynię, diablicę wyprutą ze wszystkich uczuć, emocji i litości. Stałam się w jego oczach mroczną królową ciemności, z sercem zamienionym w kamień, który albo odepchnie wszelkie ataki, albo zostanie potłuczony na małe kawałki zabijając ostatnie iskry człowieczeństwa uwięzione w jego wnętrzu. Oczy zachodzą mu łzami, których oczywiście nie można dostrzec. Powoli wstaje z ottomana. Ma zamiar wyjść i zostawić mnie w tej komnacie samą.

- Mustafa! - Wołam za nim, a ten zatrzymuje się w bezruchu. Postanawiam zmienić swój ton i przestać unosić się dumą. Inaczej, nigdy nie zaznamy spokoju. Czekam, aż brat z powrotem wróci na swoje miejsce. - Jeśli będziesz wciąż roztrząsać przeszłość, przestaniesz widzieć teraźniejszość i przyszłość. - Mówię w łagodny i opanowany sposób. - Nie dostrzeżesz zalet otaczającego cię świata. Zamknij stary rozdział i zacznij żyć w pełni. Nie będziesz w stanie tego zrobić, jeśli nie zapomnisz mi tamtej tragedii. W innym wypadku nie będziesz spokojny. Staniesz się potworem, i to tysiąc razy gorszym ode mnie. Upodobnisz się do ojca. Będziesz krzywdzić wszystkich wokół... twoje dzieci, rodzinę, rodzeństwo tak, jak on to robił. W ludziach będziesz widział tylko oszustów, morderców, fałszywców i przeciwników. Będziesz chciał ich pokonać... zabić. A pod koniec życia staniesz się Sułtanem Süleymanem, który nie może rozstać się ze swoją władzą, tronem, majątkiem. Będziesz się trzymał ziemskiej egzystencji kurczowo, nie puścisz jej... nie oddasz. Nie umrzesz. Nie chcesz tego Mustafa.

Zapada przerażająca, okropna cisza. Nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale czuję, że to miało sens. Abi nie spuszcza ze mnie wzroku. Myśli, lub nie może znaleźć słów odpowiednich do tej sytuacji. Jego twarz jest nieruchoma, zakuta w głaz. Moje patrzały poruszają się w niepokoju. zastanawiam się, co teraz. Co on mi powie? Ogarnia mnie poczucie zagrożenia. Dlaczego? Czyżbym bała się tego, co właśnie wyrzuciłam z siebie? Może... obawiam się stracić w jego oczach postaci, którą sama stworzyłam. Łatwiej jest być złą i bezlitosną, niż wyjawić to, co naprawdę ma się w duszy.

- Chciałbym, żeby to wszystko się nie wydarzyło. - Wydusza Mustafa łamiącym się głosem. - Wolałbym pamiętać tylko te dobre chwilę. To, co dla mnie zrobiłaś. To, kiedy stałaś za mną murem, Kiedy sprzeciwiałaś się Hürrem, kiedy ratowałaś mnie z opresji, wstawiałaś się za mną u ojca... To, ile razy mnie pocieszałaś, pomagałaś. To, jak moja matka cię kochała i ceniła. Nikomu tak nie ufała, jak tobie. Ja też ci wierzyłem... ufałem. - Z jego oczu spływa cienka, niewielka stróżka łez. - Ale teraz nie mogę. Po tym co się stało, nie mogę ci zaufać tak, jak kiedyś. Zawsze działałaś na własną rękę. Nikogo nie słuchałaś. Jesteś jak wicher wiejący w tę stronę, która mu się podoba... odpowiada mu. Wybaczam ci, ale nie mogę zaufać. ... tak naprawdę.

Advertisement

- Ale.... zdajesz sobie sprawę, że ja się nie zmienię? Nie będę nigdy, niczego żałować. Nie uchylę się przed nikim. - Musiałam to powiedzieć, żeby wszystko stało się jasne. Nigdy, niczego w życiu nie żałowałam, nie cierpiałam przez swoje grzechy. Nie zamierzam.- Jednak nic nie zmieni tego, że jesteś moim bratem. Czy tego chcesz, czy nie. - Dodaję, to już koniec.

Przed oczami stają mi wszystkie minione przeżycia.... Wszystko o czym wspominał Mustafa. Nie zawsze byliśmy zgodni, nie zawsze nasze stosunki były tak ciepłe, jak tego chcieliśmy. Jednak zawsze się wspieraliśmy. Mustafa jest moim ukochanym bratem. Najukochańszym ze wszystkich. Wiem, że te same uczucia żywi do mnie. Nim się obejrzałam, znajduję się w jego ciepłym, braterskim i jakże utęsknionym uścisku. Od razu go odwzajemniam. Nie wiem ile to trwało. Czuję ulgę. Taką, jakiej nigdy wcześniej nie zaznałam. Dopiero teraz widzę, jaki ból sprawiają mi kłótnie z rodzeństwem i jakiego szczęścia zaznaje za każdym razem, gdy wszystko wraca do normy....

Siedzę wraz z mężem przy stole. Patrzę, jak delektuje się spóźnionym śniadaniem. Zastanawiam się, co robił ostatniej nocy. Wieczorem zapadł się pod ziemię, natomiast rano wstał przed świtem. Ukrywa coś przede mną. Śmierdzi tajemnicą na milę. Bali zauważając moje zamyślenie odkłada łyżkę, którą przed chwilą wyciągał z talerza i wkładał sobie do ust.

- Coś się stało? - Dopytuje zaniepokojony. - Dlaczego nie tknęłaś jadła?

- Nie mam ochoty na śniadanie. - Stwierdzam, wzruszając ramionami. - U mnie nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego... w przeciwieństwie do ciebie.

- O czym ty mówisz? - Mąż jest zmieszany. Nie ma pojęcia, co mam na myśli.

- Nie udawaj. - Oświadczam stanowczo. - Co przede mną ukrywasz? Masz mnie za głupią? Myślisz, że nie zauważam, kiedy wracasz i kiedy wychodzisz? - Zażenowana wstaję od stołu.

- Nic się nie stało. Spokojnie. Nie chciałem ci o tym powiedzieć, dopóki nie sprawdzę. W żadnym wypadku cię nie zdradzam. - Tłumaczy z figlarnym uśmiechem, zadzierając głowę do góry, aby dobrze mnie widzieć.

- O czym powiedzieć? - Teraz, jestem zaniepokojona. Przeczuwam kolejne problemy.

- O tym, że Nergisşah Sultan umawia się na schadzki. Nie widziałbym w tym nic złego, gdyby nie osoba, którą sułtanka wybrała na towarzysza życia. - Paşa poważnieje. Ja, natomiast doświadczam ulgi. Bałam się, że dzieje się coś, o czym nie mam pojęcia. Ostrą dotychczas minę zamieniam na pobłażliwy uśmiech.

- Znowu się z nim spotkała. Tak myślałam. - Wypowiadam swoje myśli na głos.

- Wiedziałaś o tym? Nie powiedziałaś Hunkar? - Ukochany robi groźną minę. On nie lubi niczego ukrywać... No, chyba że przede mną, gdy uznaje to za lepsze dla mnie wyjście.

- Nie powiedziałam i nie powiem. - Postanawiam. - Ty też nie. - Wbijam w męża czarne oczy, podkreślone hebanową henną. Chcę wywrzeć na nim presję.

- Nie wolno nam Rana. - Zaczyna protestować. - Sułtan jest jej ojcem. Musi wiedzieć. Gdyby chodziło o Turhan, to...

- Turhan jest nasza córką, a Nergisşah Mustafy. Jednak Kızem ma matkę i ojca. Nergisşah natomiast tylko Baba. Ja się nią opiekuję i ja załatwię tą sprawę. Sama. Bez ingerencji brata. - Wyrzekam, stawiajac silny nacisk na słowo "sama".

- Jak chcesz to rozwiązać? Co zrobisz? - Bali Paşa w dalszym ciągu nie jest przekonany do mojej decyzji. Patrzy na tę sprawę jak sługa, a nie jak członek rodziny padyszacha.

- Już z nią rozmawiałam. Nie pomogło, więc załatwię tę sprawę inaczej. Şahin namieszał dziewczynie w głowie, ale my sobie i z tym poradzimy.

- A jeśli nie?

Nie zdążam udzielić odpowiedzi, ponieważ w naszym Sarayu zjawia się Reihan Ağa. Zdradza nam długo przeze mnie oczekiwaną wiadomość. Abdullah dotarł do stolicy. W Topkapi jest już dwóch strażników, którzy go poprzedzili. Niebawem i on się zjawi. Od razu zrywam się od stołu, zakręcam chustę wokół głowy i zbiegam na dół. Pędząc przez ogrody staję dopiero przy bramie wjazdowej. Poprawiam suknie, która okazała się być odrobinę zmięta i składam ręce z przodu, jak przystało na Valide Sultan...

    people are reading<Muhteşem Yüzyıl: Nowa Era II>
      Close message
      Advertisement
      You may like
      You can access <East Tale> through any of the following apps you have installed
      5800Coins for Signup,580 Coins daily.
      Update the hottest novels in time! Subscribe to push to read! Accurate recommendation from massive library!
      2 Then Click【Add To Home Screen】
      1Click